środa, 9 listopada 2011

Wyspy Kanaryjskie – intro cz.3

Mało kto z nas wyjeżdża na wyspy samemu, czyli bez pomocy touroperatora. Większość woli zapłacić pewną kwotę w biurze podróży i mieć z góry zaplanowany wypoczynek. Wybieramy jedynie rodzaj hotelu według tego co napisane jest w katalogu, rodzaj wyżywienia i właściwie to koniec załatwiania. Potem jedynie przelew na konto i czekamy ze spokojem na wymarzony urlop. Ja też tak niestety robie. Za każdym razem żałuję i wmawiam sobie że to ostatni raz z biurem i że następnym razem to przylatuje w ciemno i jakoś sobie poradzę...tak jest oczywiście do czasu. W momencie kiedy zabieram się za szukanie wypoczynku górę bierze rozsądek i moje wygodnictwo.
            Jak byłem na Kanarach to zawsze brałem opcję All Incusive i hotel 4*. Potem jak zwykle żałowałem. Może trochę to wyolbrzymiam ale po przyjeździe stwierdzałem że ten hotel to za drogi i to wyżywienie All to nie zupełnie potrzebne itp. W mojej opinii jeśli jedziemy do Hiszpanii, czy to na którąś z wysp czy do części kontynentalnej, to dla osób aktywnych na urlopie hotel 3* to maksimum jakie powinniśmy wybierać. Jeśli jedziemy z renomowanym touroperatorem to wszystko powinno być tak jak w katalogu i nie powinniśmy narzekać na obiekt 3*. W zasadzie zdarza się że nie bardzo zdążymy wyłapać różnice miedzy hotelem 3 i 4 gwiazdkowym w ciągu tygodniowego pobytu. Tutaj wiele osób może się ze mną nie zgodzić twierdząc że różnice są i oczywiście mają rację. Wydaje mi się jednak ze nie są na tyle wielkie żeby trzeba było znacznie dopłacać do lepszej klasy obiektu. Na Gran Canarii i Lanzarote byłem w hotelach sieci Riu. Sieć ma bardzo bogatą ofertę na wszystkich wyspach, są to obiekty 4* i 5*. Istnieje przekonanie że sieć Riu ma też swój jakby oddzielny standard dla swoich hoteli. Tu należy się zgodzić bo wyposażenie jest często identyczne. Sprawdziłem na podstawie tych dwóch wspomnianych wyżej wyjazdów. Pokoje miały identyczne fasony mebli które różniły się tylko kolorem tapicerki. Układ okien, wielkość a nawet glazura w łazience były identyczne. Standardy obsługi, serwowania posiłków i doboru potraw też jest raczej zbliżona. Jeżeli byliście raz w hotelu Riu i macie mieszane uczucia to ostrzegam że na innej wsypie inny hotel Riu będzie bliźniaczo podobny. Są osoby które bardzo cenią te hotele właśnie za to ze nie serwuje im się niespodzianek. Ja spróbowałem dwa razy i na razie wystarczy.
            Wyżywienie to nie zawsze musi być All. Na początku informuje że tam nie bardzo dopisywał apetyt. Dużo się pije wody w ciągu dnia, natomiast apetyt ustępuje. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć że dwa posiłki i jakiś fastfood pomiędzy wystarczy w zupełności. Dlatego ja odradzam All Incusive. To jest dobre jak siedzimy w hotelu od rana do nocy. Łazimy wtedy od jednej restauracji do drugiej i od baru do baru. Tylko czy taki urlop ma sens? Ci którzy spędzają dzień poza hotelem to i tak opcji All nie wykorzystają. W zupełności wystarczy opcja HB lub BB. Tak dla uściślenia HB to śniadania i obiadokolacje (zazwyczaj serwowane w formie bufetu w określonych godzinach). BB to opcja ze śniadaniami w cenie, inne posiłki to albo dopłacamy i spożywamy w hotelowej restauracji albo stołujemy się na mieście. Warto zwrócić uwagę na tą ostania opcję. Wiele osób pomyśli że zwariowałem bo opcja All Incusive to taka moda i każdy chce jechać obecnie na wakacje All. Ja już nie chce. Jak jadamy kolację na mieście to te posiłki są lepszej jakości, śmiem twierdzić że jakość posiłków w formule All jest po prostu słaba i nikt się do tego nie przykłada za bardzo i nie rozczula. Jedzenie jest wstawiane na szwedzki stół, potem co chwilę donoszone hurtowe ilości makaronów, ziemniaków i innych, wszystko jednak jakieś bez smaku i bez wyrazu, uniwersalnie czyli właściwie dla nikogo. Jeśli hotel jest duży to kolacja wygląda raczej jak głośny targ bo wszędzie jest mnóstwo ludzi z talerzami, są kolejki do co lepiej wyglądających potraw, gdzie niegdzie kręcą się jeszcze dzieci również z talerzami, z których często spada coś na podłogę i ten cały posiłek All wygląda jak taki chlew z białymi obrusami. To nie ma nic wspólnego z rytualnym spożywaniem posiłku restauracji. Takie to kiepskie ogólnie. Jakość opisana, teraz różnorodność. Jak idziemy wieczorem na miasto to tawern jest bardzo dużo, jedna obok drugiej. Każda serwuje inny rodzaj kuchni. Domyślam się że nie wszystko jest takie pyszne i zjadliwe ale zawsze mamy wybór, jest chińskie, pizzerie, tureckie jedzenie i  wreszcie Mc Donalds czy KFC. Do wyboru do koloru. W opcji All posiłki każdego dnia są bardzo podobne, zmieniają się jedynie sosy w gulaszu. Wreszcie cena. Za Lasagne z mięsem płaciłem na Lanzarote ok. 8 euro. Zestaw Big Maca na Gran Canarii to wydatek ok. 7-9 euro. Nie ma tragedii z tymi cenami trzeba tylko rozsądnie wybierać knajpę. Kelnerzy są bardzo uprzejmi i oczywiście mówią po angielsku nie ma problemu żeby wybrać cos z menu. Osoby które nie znają ni w ząb angielskiego mogą mieć faktycznie problem. Zauważyłem że menu w restauracjach jest obowiązkowo po angielsku hiszpańsku i niemiecku, dodatkowo zdarza się że karty są przetłumaczone na francuski, włoski lub szwedzki. Polskich tłumaczeń jak na razie nie widziałem. Moja logika jest taka że im bliżej plaży tym drożej i niestety jakość coraz gorsza.
Jeśli w katalogu jest opis hotelu to warto go przeczytać kilka razy ze zrozumieniem. Teksty i zdjęcia są tak skonstruowane żeby nie zrazić klienta co pewnymi mankamentami hotelu a także abyśmy nie pytali na callcenter o szczegóły.
·        Jeśli jest napisane że hotel blisko plaży to nie znaczy że to musi być w bezpośrednim sąsiedztwie plaży. Czasami jest napisane że położony ok. 300 metrów od plaży. Tak, może być 300 m ale w linii prostej, jednak żeby dojść na plaże trzeba pokonać półtora kilometra pod górkę i z górki. Drobiazgi ale warto zapytać.
·        Kolacja odbywa się w dwóch turach, innymi słowy to bardzo duży hotel z niewystarczającą ilością miejsc w restauracji (mała jadalnia) i gdyby wszyscy przyszli na jedną turę to zapanowałby niesamowity bajzel –  jednym słowem fabryka.
·        Widok od strony ogrodu to znaczy że na pewno nie macie widoku na morze, ale nie koniecznie w hotelu musi być z drugiej strony ogród, może być ruchliwa ulica lub nieciekawe podwórko.
·        Ostatnia jak na razie uwaga dotyczy leżaków. Ci którzy byli na urlopie w innym kraju niż arabski wiedzą że leżaki na plaży są płatne i w znakomitej większości plaże są publiczne. Znaczy to tyle że hotele nic nie mają do plaż, ich utrzymania i do znajdujących się na nich leżaków. To dla większości minus, plus jest taki że nikt nas na plaży nie ogranicza, są publiczne czyli wszystkich i nikogo za razem. Możemy spacerowa plażą ile chcemy i w dowolnym kierunku. Za leżak płacimy około 5 euro za dzień. Nie spotkałem się jak do tej pory w Hiszpanii z leżakami na plaży w ramach hotelu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz