niedziela, 22 grudnia 2013

Igliczna i Wodospad Wilczki

W poprzednim poście mówiliśmy o Jaskini która znajdowała się w Masywie Śnieżnika. Nadal pozostajemy w tym paśmie ale przenosimy się na inną stronę. Opuszczamy Stronie Śląskie i jedziemy do Międzygórza, niewielkiej wsi położonej po zachodniej stronie Masywu. Najlepszy (jeśli nie jedyny) dojazd jest od strony Bystrzycy Kłodzkiej, wsi: Damaszków i Wilkanów położonych przy drodze krajowej (DK31) z Kłodzka do Międzylesia. Droga do Międzygórza jest ślepa w tej wsi, ponieważ położona jest zaraz u podnóża Śnieżnika. Warto z tego miejsca rozpocząć piesze trasy turystyczne. Do wsi można dojechać samochodem a następnie rozpocząć wycieczkę na Śnieżnik albo na Igliczną. W tym poście będzie trochę zdjęć z tej drugiej trasy. 

Sama wieś jest godna uwagi ze względu na malowniczą architekturę, przypominającą nieco styl zabudowy tyrolskiej, ciszę i spokój. Zazwyczaj ceny dla turystów są tu sporo niższe niż w innych miejscowościach Ziemi Kłodzkiej. Brakuje mi zdjęć więc szerzej będę pisał o Międzygórzu w innym poście.

Poniżej kilka zdjęć ze spaceru na Igliczną, górę należącą do masywu Śnieżnika o wysokości 845 m.n.p.m. Na szczycie jest Sanktuarium "Maria Śnieżna" i schronisko dla turystów. W pewnym stopniu jest to zapewne cel dla pątników. My żadnych pielgrzymów nie spotkaliśmy. Może pora roku nie była zachęcająca. Na szczyt można wejść kilkoma szlakami, niektóre mogą być miejscami strome. Wg mnie nie nie warto się tutaj forsować i trzeba wybrać najbardziej płaską trasę. Tak żeby przy okazji spaceru zrobić trochę zdjęć. W lutym trasa była zaśnieżona i oblodzona, dużo jest też wystających kamieni, należy zachować sporą ostrożność. Na szczycie mamy oczywiście wspaniałe widoki w kilku kierunkach, w dobrych warunkach pogodowych widać Śnieżnik, i Kotlinę Kłodzką. 

Przy planowaniu trasy trzeba brać pod uwagę że u podnóża jest Wodospad Wilczki, osobiście uważam że obowiązkowy punkt do zobaczenia w Międzygórzu. Do tego miejsca, a tym samym do punktu startowego wycieczki bardzo łatwo trafić. Zaraz na wjeździe do wsi znajduje się hotel "Nad Wodospadem". Samochód można zostawić na płatnym parkingu hotelowym (opłata symboliczna). Bezpośrednio za nim jest zejście po schodach na tarasy widokowe wokół wodospadu. W zimę są oblodzone i śliskie, trzeba uważać. W zależności odpory roku odmienna jest sceneria do zdjęć. Widziałem go zarówno w lecie, gdzie wokół jest dużo zieleni pośród skał, jak i w zimie. Poniżej aura zimowa.











czwartek, 29 sierpnia 2013

Jaskinia Niedźwiedzia w Kletnie

Będąc w okolicach Lądka Zdroju i Stronia Śląskiego warto pojechać dalej aż za miejscowość Kletno. Są tam tytułowa jaskinia i nieczynna kopalnia uranu. Wejście oczywiście tylko z miejscowym przewodnikiem. Za wsią Kletno są parkingi, każdy płatny, ale im bliżej atrakcji tym postój jest droższy. Z parkingu idziemy jakieś 20 minut, lekko pod górkę. Są również dorożki do wynajęcia. Pawilon wejściowy do jaskini będzie po lewej stronie, dosyć duży obiekt. W środku oprócz kas jest tez stała ekspozycja zwierząt jaskiniowych i galeria zdjęć. Na antresoli jest barek.

Jaskinia Niedźwiedzia jest ważnym punktem wycieczek więc w sezonie letnim warto zarezerwować wcześniej bilet. Na stronie www jest możliwość rezerwacji i sprawdzenia ile zostało wolnych biletów na dane wejście. Jeśli dobrze pamiętam wejścia są co godzinę.

Nie będę pisał o historii tego miejsca, bo o tym można przeczytać na ich stronie. Wiadomo, nazwa sugeruje nam że znaleziono tam szczątki niedźwiedzia jaskiniowego i wszystko wokół tego tematu się tam kręci. Teraz trochę subiektywnej oceny i uwag. Jeśli wchodzicie na podziemną trasę z większą liczbą dzieci możecie się spodziewać że będzie mniej ciekawych informacji a więcej zajmowania się dziećmi. Oczywiście przewodnik będzie prowadził aktywną pogadankę z dzieciakami, ich rodzice będą się cieszyć, natomiast inni będą nieco rozczarowani. Ja trochę byłem. Wiele zależy od przewodnika jaki ma wtedy dyżur, ten nasz niczym szczególnym się nie popisał. Trwało to ok 20-25 minut, oczekiwałem ciekawych informacji ale większość czasu spędziliśmy na gadaniu z dzieciakami. 

Sama Jaskinia ma ciekawą rzeźbę naciekową, warto wykupić dodatkowy karnet na robienie zdjęć. Jeśli się ma jakieś pojęcie o robieniu fotografii w trudnych warunkach to będzie fajny efekt. Ja niestety muszę się jeszcze wiele uczyć, dlatego tez moje zdjęcia wyszły badziewnie, więc jest ich tylko kilka. Z tym robieniem zdjęć trzeba się tez uwijać. Grupa 10 -12 osób idzie gęsiego po wąskich trapach, co chwile przewodnik zmienia światło i oświetla coraz to inne partie draperii, światło ma zmienne odcienie, raz jest ciepłej barwy raz zimnej. Co gorsze nacieki są zazwyczaj błyszczące mniej lub bardziej co nie ułatwiło mi zadania. No i kwestia czasu, idziesz w środku, to ktoś za tobą cie szturcha i pogania, idziesz z tyłu to znowu przewodnik gasi Ci światło i tak cały czas. Wyszedłem stamtąd nie zadowolony z przekonaniem że jeszcze dużo muszę się uczyć...nawet obsługi własnego aparatu. 

To był drugi raz kiedy tam byłem. Pierwszy raz było fajnie, ale wtedy miąłem 15 lat, miło to wspominałem. Dlatego w tym roku miałem takie ciśnienie żeby tam wrócić. Teraz natomiast lekkie rozczarowanie. Zdecydujcie sami czy warto, ale nie ma się co napinać zwłaszcza że bilety do najtańszych nie należą.

Po drodze z Jaskini Niedźwiedzia mamy tez podziemną trasę turystyczną w starej kopalni uranu. Jest przewodnik, który bardzo ciekawie opowiada o historii tego miejsca. Mowa jest oczywiście o historii XX wieku szczególnie o czasach około wojennych a nie o jakiejś prehistorii. Ci którzy mają zacięcie historyczne będą zadowoleni, ja byłem. Wejście płatne, ale opłata raczej symboliczna. 

Strona internetowa Jaskini Niedźwiedzia http://www.jaskinianiedzwiedzia.pl/ 
Kopalnia Uranu w Kletnie http://www.kletno.pl/


poniedziałek, 25 marca 2013

Nie ma takiego miasta – Londyn! Jest Lądek, Lądek-Zdrój, tak...

Nie mogłem oprzeć się chęci nadania właśnie takiego tytułu. Wreszcie doczekałem się momentu gdzie mogłem użyć cytatu z Barei  Nie muszę chyba dodawać że Miś to dla mnie klasyka i jeden z ulubionych filmów. To co jest napisane poniżej nie jest może za specjalne, zdjęcia również nie powalają ale dla takiego tytułu musiałem to sklecić.

Lądek razem leży we wschodniej części Ziemi Kłodzkiej, i jest jedynym Zdrojem w okolicy. Razem z mało sławnym Długopolem tworzy zespół uzdrowisk. Ta druga miejscowość jest wsią uzdrowiskową i nie posiada takiego zaplecza dla turystów jak inne miasta tego regionu. Od Kłodzka jest jednakowo blisko do Kudowy, Polanicy czy Lądka. Jeśli natomiast zdecydowaliśmy się zamieszkać w jakimś skrajnym punkcie to wtedy odległości robią się już większe. Mam tu na myśli swoją sytuację gdzie mieszkaliśmy w Kudowie a jednego dnia wybraliśmy się na wschodnią część, do Stronia i do Lądka. Sporo czasu spędziliśmy za kółkiem. Drogi nie są najlepszej jakości.

Możemy do Lądka dotrzeć korzystając z trzech dróg. Pierwsza opcja to dla tych którzy jadą od strony Opola i Nysy. wtedy w miejscowości Złoty stok skręcamy na Lądek i jedziemy drogą nr 390, ma taką wadę że jest bardzo kręta. Drugą opcja to wybór drogi docierającej od południa do miasteczka, mowa tu o drodze nr 392 z Bystrzycy Kłodzkiej przez Stronie Śląskie. To dobry wybór np dla tych mieszkających w Polanicy, Międzygórzu czy gdzieś na południu regionu. Wadą tej trasy jest to że również jest kręta, miejscami trochę za wąska i pokonuje się znaczne różnice wysokości. Jechaliśmy zimą więc z utrzymaniem zimowym tez bywa różnie. Miejscowi mówią że przy gorszych warunkach pogodowych zimą bywa nieprzejezdna i zamykana. Wspomniana droga ma nieco dziwny przebieg ponieważ zaczyna się w Bystrzycy Kłodzkiej, dalej biegnie przez Stronie Śląskie i Lądek a następnie jakby zakręca z powrotem w okolicę Kłodzka. Ten ostatni etap jest wg mnie optymalnym sposobem dotarcia na miejsce. Z Kłodzka jedziemy drogą krajową nr 33 kierunek Boboszów, potem w miejscowości Żelazo skręcamy na Lądek. To najbardziej spłaszczona trasa i najpewniejsza w trudnych warunkach zimowych. Latem to właściwie ganc egal którędy pojedziecie. Uważajcie tylko na dziury.

Miasto składa się jakby z dwóch części. Mamy tu oddzielnie historyczne centrum czyli Starówkę z Rynkiem a także uzdrowisko. Są od siebie w pewnej odległości więc trzeba się przespacerować. Niestety nie aktualnych zdjęć rynku i okolic, spacer zrobiliśmy sobie tylko po części zdrojowej. Park zdrojowy jest rozległy i ładny. Ciekawie zagospodarowany. Może trochę za dużo jest tutaj betonowych chodników a za mało drzew. Bardzo dużo trawników niskich roślin i mnóstwo szerokich alejek i ławek. Taki "goły" teren być może miał służyć wyeksponowaniu najokazalszego budynku w mieście  Mowa tu o zakładzie przyrodoleczniczym Wojciech. Tak mi się wydaje że jest największy, na pewno dominuje w otoczeniu. Jest charakterystyczny ponieważ wieńczy go ogromna kopuła, pod którą wewnątrz mieści się pijalnia wód. Co ciekawe zdrój nie jest wygrodzony jak w przypadku innych pijalni. To duży plus ponieważ nie najlepiej by to wyglądało z zabytkowymi wnętrzami pijalni. wchodząc po krętych schodach na górę mamy okrągłe pomieszczenie gdzie pod ścianą ustawione są krzesała a na środku co kilka metrów również dookoła są krany z wodą leczniczą. Opłatę uiszcza się w barze ukrytym w jednym z krużganków tej sali. Dostaje się wtedy kubek do picia. Trzeba dodać że papierowy kubek jest ładnie pomalowany i zawiera zdobienia takie jakie ma pijalnia w środku. W innych uzdrowiskach dostaje się zwykłe plastikowe kubki. Tutaj zostało to zdecydowanie lepiej rozwiązane.

Odchodząc od zdroju mamy coraz więcej terenów przypominających parki, jest tez niestety coraz więcej budynków wymagających remontu. Wyraźnie widach na nich ślad czasu. Zwróciłem uwagę tylko na amfiteatr którego stan odbiega znacznie od oczekiwanego.














wtorek, 12 marca 2013

Wycieczka na Szczeliniec

Będąc na Ziemi Kłodzkiej nie sposób przegapić jednej z jej głównych atrakcji czyli Parku Narodowego Gór Stołowych. Każda wycieczka szkolna ma w swoim planie ten właśnie szczyt. Dla turystów niezorganizowanych w grupy również ma wiele do zaoferowania. Park jest ciekawy z powodu interesujących formacji skalnych jakie możemy spotkać wędrując po szlakach. Szczególnie warte uwagi są trzy miejsca. Tytułowy Szczeliniec, Błędne Skały i Skalne Grzyby. Wszystko na terenie Parku, na dość niewielkim terenie. Nie zagłębiałem się w szczegóły budowy geologicznej. Głazy z których zbudowane są Góry Stołowe przybierają różne kształty które przez turystów są utożsamiane z konkretnymi przedmiotami lub ludźmi. Stąd też mamy sporo nazw własnych zdawać by się mogło bezimiennych skał. Jest fotel pradziadka, mamut, słoń lub wielbłąd.

Do Szczelińca dojedziemy z Kudowy Zdroju drogą w stronę Radkowa. Droga wojewódzka nr 387 nazywana jest zazwyczaj "drogą stu zakrętów". Biegnie częściowo na terenie Parku Narodowego więc być może dlatego nie jest zimą odśnieżana i solona. To tylko moje domysły. Latem oczywiście nie ma z nią problemu, trzeba uważać żeby nie ścinać zakrętów i tyle. Zimą jest gorzej ponieważ jak wspomniałem wcześniej nie ma tam zimowego utrzymania. Jechaliśmy w lutym i oczywiście w Kudowie nie było grama śniegu, natomiast zaraz za miastem jadąc do Radkowa droga ostro idzie ku górze. Momentalnie widać różnice temperatur, po dwóch kilometrach na drodze zalega już śnieg i temperatura spada poniżej zera. Jadąc dalej aż do Karłowa coraz mocniej padał śnieg. Nie twierdzę że takie warunku panują zawsze ale jestem w stanie uwierzyć że ta droga bywa nie przejezdna. Koniecznie trzeba mieć w bagażniku łańcuchy. Nie należy tego lekceważyć ponieważ pogoda może się zmienić w ciągu dwóch godzin unieruchamiając nam samochód i nas razem z nim.

Drogą stu zakrętów dojeżdżamy do wsi Karłów. Tutaj zobaczymy tablicę przy drodze informującą nas o największej tu atrakcji, czyli o Szczelińcu. W Karłowie zostawiamy samochód na płatnym parkingu. Nie sposób go ominąć, jest chyba tylko jeden tutaj. Z parkingu na szczyt wchodzimy około 45 minut  w warunkach zimowych. Wchodziłem zarówno zimą jak i latem, ze śniegiem jest jednak fajniej. Drogę możemy podzielić na 3 etapy. Pierwszy to spacer polną drogą do głównego wejścia. Drugi etap to wejście do schroniska które położone jest trochę poniżej, ostatni to przejście na taras widokowy na Szczelińcu Wielkim.

Wejście na Szczeliniec jest dosyć charakterystyczne ponieważ wchodzi się po kamiennych stopniach które zostały tu ułożone w XIX wieku, w momencie powstania było ich 665, Wzdłuż najpopularniejszego szlaku po schodach, są cały czas stalowe poręcze. Wiec można to potraktować jako spacer. Trzymając się zielonych poręczy wchodzimy po schodach i tak praktycznie aż do samego końca. Latem jest dużo ludzi i "zdobywanie" Szczelińca nie ma nic wspólnego z turystyką górska. Jest po prostu za dużo gości, wchodzi się po schodach jeden za drugim, często mija jakieś grupy. Jest zbyt tłoczno, standardem jest mieć czyjś tyłek przed oczyma przez cały czas wejścia. Dodatkowo latem kiedy jest gorąco wejście nie jest tak przyjemne jak może się to wydawać. Zimą jest inna bajka. Niższa temperatura jest lepsza dla takiej wycieczki. Jak się można spodziewać zimą praktycznie nikogo nie spotkamy na szlaku. Idziemy sami, nikt nas nie pogania i chrząka na nas żebyśmy się pośpieszyli. My również nie musimy słuchać sapania ludzi przed nami ani oglądać ich czterech liter. Jesteśmy praktycznie sami.

W lutym idąc na Szczeliniec padał  mocny śnieg. Opady wraz ze zmianą wysokości słabły. Najgorszy był spacer od parkingu do wejscia, wtedy gruby śnieg nacinał wprost na oczy, polna droga była wyślizgana, dlatego że temperatura w okolicach kilkakrotnie przechodziła przez zero w ciągu tygodnia. Dochodzimy do dużego zalesionego placu u podnóża góry. Mamy tutaj plany sytuacyjne i dwie "bramki", nad nimi napisy: wyjście i wejście. Można powiedzieć że zejście i podejście nie są kolizyjne. Tak jest w teorii ponieważ Ci którzy decydują się na przejście tylko do schroniska a potem zejście pomimo wszystko wyjdą wejściem. Jakkolwiek to nie brzmi dziwnie tak właśnie jest. Najlepiej jest iść do końca aż na taras na Szczelińcu Wielkim, wtedy schodzimy bezkolizyjnie z wchodzącymi. Na kamiennych stopniach jest bardzo dużo śniegu, ubitego czasami oblanego lodem więc trzeba uważać i asekurować się poręczą. Łatwo jest się ześlizgnąć lub przewrócić, lecąc na twarz można sobie rozwalić buzię o wystające kamienne schody. Nie należy tragizować ale mieć trochę zdrowego rozsądku, wzdłuż poręczy dochodzimy do schroniska

Schronisko jest zbudowane w stylu szwajcarskim, będzie niżej na jednym ze zdjęć. W środku napiliśmy się herbaty, do jedzenia też by się pewnie coś znalazło. Jest dużo stołów i krzeseł więc ze znalezieniem miejsca nie będzie problemu. Pracuje tam dwójka młodych ludzi którzy chętnie udzielają informacji i rozmawiają z turystami. W lutym byliśmy tam jedynymi gośćmi, zamykali około 17. Obok schroniska jest pierwszy taras widokowy. Drugi jest na Szczelińcu Wielkim. Odległość od schroniska jest już niewielka, musimy pokonać jeszcze przełęcz o wdzięcznej nazwie Piekiełko. Widoki to jest ta rzecz dla której warto się przespacerować na tą górę. Śnieg który towarzyszył nam na dole, tutaj na tarasie widokowym całkowicie nas zostawił. niebo było częściowo zakryte przez chmury, które na szczęście utrzymywały się dosyć wysoko. Udało nam się trafić na dobrą widoczność, tak więc można było cieszyć się pięknymi krajobrazami.

Warta odwiedzenia jest strona schroniska na Szczelińcu, bardzo dokładnie opisana jest historia tego miejsca.
Schronisko na Szczelińcu

Poniżej zdjęcia z lutego. Temperatura w Kudowie to około 5 stopni, w Karłowie około zera, w okolicach schroniska około -5.












wtorek, 12 lutego 2013

Duszniki Zdrój

W tym przypadku było podobnie jak z Polanicą. Zrobiliśmy sobie jeden dzień przerwy od nart i odwiedzaliśmy kłodzkie uzdrowiska. W Dusznikach byliśmy godzinę wcześniej, co jest ciekawe o tyle że było widać śnieg, czego w Polanicy nie uświadczyliśmy. Być może ma na to wpływ położenie. Po pierwsze Duszniki są wyżej umiejscowione. Po drugie, z jednej strony leżą w górach Bystrzyckich a z drugiej zaś przylegają do gór Orlickich. Jak się domyślam dlatego tam było znacznie zimniej i wietrzniej niż w Polanicy. Ale to tylko moje dywagacje. Fakt faktem że przyjechaliśmy tam rano.

Jak inne górskie i podgórskie miasteczka również i to jest sporych rozmiarów jeśli chodzi o zajmowaną powierzchnię. Znak na dk. nr 8 informujący o wjeździe do miasta stoi kilka kilometrów wcześniej niż zaczynają się zabudowania. Dojeżdżamy tu również drogą od strony Wrocławia i Kłodzka, mijamy Polanicę i Szczytną, potem mamy już Duszniki Zdrój. Należy skręcić w lewo w stronę zdroju i rynku ponieważ przy "ósemce" mamy przedmieścia i raczej nieciekawe widoki. Jest sygnalizacja świetlna, tak więc nie sposób przejechać skrzyżowania. Dla ścisłości dodam że w granicach miasta jest również popularny wśród narciarzy Zieleniec. Wielu osobom może się wydawać że to oddzielna wieś, nic bardziej mylnego. Można go traktować jako osiedle Dusznik, choć typowego osiedla to nie przypomina. Tak czy inaczej swoją południową granice miasto opiera o granicę państwa z Czechami, właśnie w okolicach Zieleńca.

Ten najbardziej oddalony fragment zostawiamy bo to trochę inna bajka. Zieleńcem nie będziemy się zajmować. Główne miasto składa się z dwóch zasadniczych części Starego Miasta i Zdroju. Niestety również są położone od siebie daleko. Pijalnia od Rynku czyli dwa skrajne punkty to co najmniej 1,5 km. Rynek jest położony w okolicach "ósemki" i dużo wyżej niż zabudowa zdrojowa. Od Rynku idziemy w dół ulicą Mickiewicza która pełni tu rolę deptaka (jakkolwiek to karykaturalnie by nie brzmiało . Idąc dalej w dół dochodzimy do obniżenia w którym znajduje się Park Zdrojowy pozostało nam do przejścia około kilometra ulicami Chopina lub Zdrojową. Te dwie ostatnie bardziej przypominają alejki w parku niż ulice. To za sprawą tego że jest tu dużo mniej zabudowy, więcej jest terenów zielonych, pełniących funkcje sportowe czy rekreacyjne. Właściwie to mamy wrażenie jak byśmy szli przez bardzo długi i wąski park, którego integralnym elementem jest Bystrzyca Dusznicka.

Rynek i przyległe mu uliczki są zaniedbane i brudne. Kamienice są w kiepskim stanie wizualnym. Po zmroku nie jest tu chyba najprzyjemniej, kręci się trochę meneli. Teraz tak doszedłem do wniosku że ten opis jest bardziej adekwatny do ulic wokół, sam Rynek ma milsze oblicze. Widać w nim dwie lub trzy kamienice po renowacji z ładnie wymalowanymi elewacjami. Bardzo kontrastuje to z tymi brzydszymi w oddali. Generalnie im dalej tym gorzej. Szczególnie widać to na ulicach Kłodzkiej i Zamkowej. Stare Miasto nie robi na nas wielkiego wrażenia, ale mimo wszystko dochodzę do wniosku że drzemie w tym miejscu potencjał do rewitalizacji, i głębokich zmian. Takie uzdrowisko jak to z ładnym Starym Miastem zyskało by kolejny atrakcyjny fragment przestrzeni publicznej. W kościele parafialnym św. Piotra i Pawła nieopodal Rynku znajduje się chyba jedna z niewielu (jeśli nie jedyna) ambona w kształcie ryby. Duża rozdziawiona paszcza wieloryba została wykonana w XVIII wieku. Sam budynek kościoła jest zaniedbany i wymaga remontu.

Zdrój jak już wcześniej pisałem znajduje się w spłaszczonej dolinie rzeki w dosyć dużym oddaleniu od Starego Miasta. Mamy tu pijalnię wód, dworek Chopina, sanatoria Chopin i Jan Kazimierz. Dobre wrażenie robi kamienna fontanna w Parku. Teren sprawia wrażenie zadbanego i dobrze zorganizowanego  Nie jest to wszystko tak wychuchane jak w Polanicy ale ma w przeciwieństwie do niej inny klimat. Park jest jakby bardziej sentymentalny i naturalny z luźniejszymi nasadzeniami. Dodatkowo z każdej strony wyrastają wzniesienia. Ja czułem się tu swobodniej i luźniej niż gdzie indziej. Pijalnia ładna w środku, niestety wymaga odświeżenia fasad, widać na nich już ślad czasu. Tutaj także widać zagrodzenie rodem z hipermarketu. Taka moda, cóż zrobić. To co dało się poczuć to mniejszy smród z wody którą tam się popija. Kiedy w Polanicy mocno uderza w nozdrza to tutaj jest ledwo wyczuwalna. Nie wiem co się odbywa w dworku Chopina ale ładnie wygląda i jest trochę oderwany od rzeczywistości mając na uwadze otaczającą nas architekturę wzorowaną na niemieckich miastach. Dworek wygląda tak jakoś swojsko i przyjemnie. Zaraz niedaleko na zboczu dosyć wysoko mamy kolejny kościół w ciekawej aranżacji.

W Dusznikach doszukałem się jeszcze dwóch dawnych "bohaterów" Polski Ludowej jako patronów ulic. Nadal mamy tutaj ulicę Karola Świerczewskiego i Hanki Sawickiej. Mało spotykani obecnie w Polsce patroni. Atrakcją turystyczną jest również Muzeum Papiernictwa w starym młynie. Znajduje się tuż przy "ósemce" od strony Kłodzka. Częściowa ekspozycja muzeum znajduje się w pijalni w Parku Zdrojowym.